– Pomysł na ten film wziął się z chęci zrobienia czegoś o moich doświadczeniach związanych z pobytem w Tokio, gdy miałam 20 lat. To miał być film o uczuciach, jakie mi wtedy towarzyszyły: o tęsknocie za domem, dreszczyku emocji. Chodziło mi o nastrój, próbę uchwycenia tego, jak się tam czułam. Nie sądziłam, że kogoś to obejdzie– wspomina reżyserka. Myślałam: „Kogo interesuje młoda kobieta, która nie wie, co robić ze swoim życiem?” Byłam zaskoczona, że tak wiele osób utożsamiło się z tym filmem.
Budżet „Między słowami” wynosił 4 miliony dolarów, zyski przekroczyły sto milionów dolarów. Sofia Coppola zdobyła Oscara i Złoty Glob.
Ale dla urodzonych w latach osiemdziesiątych „Lost in Translation” stał się czymś więcej niż kasowym przebojem.
„Między słowami” weszło do kin, gdy MySpace miał miesiąc, Tony Blair był w połowie swojej drugiej kadencji na stanowisku premiera.
W pierwszej połowie pierwszej dekady XX wieku lewica miała władzę, ale straciła kontakt ze zwykłymi ludźmi. Ci, którzy w latach 90. pozowali na kontrkulturowych włóczęgów, wykupili we wschodnim Londynie mieszkania tylko po to, by wynajmować się za chwilę po zawyżonych cenach pokoleniu, które nie załapało się na to eldorado sektora real estate. Rok dwutysięczny obiecywał wiele, ale nie dowiózł wielu z tych obietnic. Pierwsza dekada XXI wieku rozpoczęła się od ataków z 11 września, a zakończyła – światowym kryzysem finansowym roku 2008.
Nieżyjący już uczony, wykładowca Universyty of London, a także krytyk Mark Fisher rok 2003, czyli rok premiery filmu Coppoli, wskazał jako rok, w którym umarła przyszłość. „Łatwiej wyobrazić sobie koniec świata” – napisał – „niż koniec kapitalizmu”. Coś w tym jest.
Fabuła tego filmu ma swoje lata. Uprzywilejowany mężczyzna w średnim wieku dąsa się na durność branży, w której pracuje, choć zarabia 2 miliony dolarów za tydzień zdjęciowy w Japonii. Bob Harris (Bill Murray), nasz bohater, wdaje się w trudną do sklasyfikowania relację z kobietą o połowę młodszą do niego, świeżo upieczoną absolwentką Yale. W momencie kręcenia filmu grająca Charlotte aktorka, Scarlett Johansson, miała zaledwie lat siedemnaście. Czy nie byłoby to dziś problematyczne? Nie mówiąc o scenach w filmie, w których Japończycy są wyśmiewani w dość prostacki sposób.
Nie wypieram tego. Zrozumienie fenomenu „Między słowami” bez wątpienia wymaga sięgnięcia głębiej niż do samej fabuły. Między innymi do pojęcia nostalgii.
W pracy naukowej poświęconej temu pojęciu („Nostalgia jako źródło cierpień”) Svetlana Boym sugeruje, że istnieją dwa jej typy. Zdaniem Boym nostalgia nie zawsze jest retrospektywna; równie dobrze może być perspektywiczna. Teoretyczka kultury nazywa te dwa typy nostalgii odpowiednio: restoratywną (restorative) oraz refleksyjną (reflective). Pierwsza polega na próbie odbudowania wyimaginowanej przeszłości, która tak naprawdę nigdy nie istniała (Uczyń Amerykę znowu wielką!). Tę drugą (moim zdaniem zdrowszą) wersję nostalgii, cechuje elastyczność. Nostalgia refleksyjna nie koncentruje się na odtwarzaniu tego, co postrzegane jest jako prawda absolutna, lecz na medytacji o historii i upływie czasu. Nostalgicy tego rodzaju często opierają się presji zewnętrznej produktywności i czerpią zmysłową rozkosz z tej tekstury czasu, której „nie mierzą zegary czy kalendarze”.
Czy to nie jest idealny opis bohaterów filmu Sofii Coppoli? Kocham w „Między słowami” to ospałe, powolne, spontaniczne piękno podróży przed pojawieniem się smartfonów. Sceny, w których Charlotte jest sama w swoim pokoju hotelowym, słucha płyty CD ,wpatruje się w panoramę miasta lub śni na jawie na swoim łóżku. Dziś pewnie leżałaby na tym łóżku i przeglądała swój feed.
Włoscy przodkowie Coppoli mogliby nazwać to, co udało się tak pięknie uchwycić młodziutkiej reżyserce w jej drugim filmie terminem otium: boskiej bezczynności. Praktycznie niemożliwej do powtórzenia dziś, gdy algorytmy Netflixa natychmiast podpowiadają nam, co obejrzeć w następnej kolejności, a powiadomienia z WhatsAppa i Messangera urywają co drugą myśl.
„Nigdy tu nie wracajmy” – mówi w jednej ze scen filmu Charlotte. „Ponieważ już nigdy nie będzie tak fajnie.”
Czy nie będzie tak fajnie? Nie wiem. Nigdy już nie będzie tak samo. Film Coppoli powstał dokładnie w tym momencie, gdy kończyła się jedna era, a inna jeszcze się nie zaczęła. Te momenty często poprzedzają przełom.
No Comment! Be the first one.